piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 1.

Rozpędzone auto pędziło przez pustkowia. Tylko gdzieniegdzie pojawiło się jakiś inny samochód. Kilkunastoletnie małżeństwo wracało z pierwszych wakacji bez dzieci. Stęsknili tak samo jak dzieci po tej czternastodniowej rozłące. Syn był już pełnoletni, a córka miała 15 lat, jednak dla nich wciąż byli małymi dziećmi.
- Zwolnij trochę - upomniała męża Anne Campball, jednak mąż nic sobie z tego nie zrobił. Jego noga wciąż dociskała pedał gazu. - UWAŻAJ AUTOOOO! - krzyknęła, ale było za późno. Dwa samochody uderzyły w siebie z wielką siłą. Krew, krzyk, płacz, smutek, żałoba.


Denerwujący dźwięk budzika rozległ się po całym pokoju. Otworzyłam oczy i usiadłam na skraju łóżka. Przez okno wpadały pojedyncze promyki słońca. Ruszyłam w stronę szafy, wyciągnęłam jasnobłękitne  rurki, kawową koszulkę i za duży rozpinany biały sweterek. Już na schodach roznosił się zapach świeżej kawy. Powoli weszłam do kuchni. Nat siedział przy stole z kubkiem kawy i papierosem w ręku.
- Hej - kiedy chłopak mnie usłyszał podniósł głowę i patrzył na mnie chwilę.
- Cześć, cześć - powiedział, jakby dopiero się ocknął. Jego oczy były strasznie podkrążone, a włosy rozmierzwione. Na stole leżało kilka grzanek i mały słoiczek z dżemem. Masterchef.  Usiadłam po drugiej stronie stołu, a na talerzyk położyłam dwie grzanki. Nathaniel podał mi swój kubek z kawą. Przyłożyłam kubeczek do ust i przechyliłam. 
- Gorzkie - mruknęłam pod nosem odstawiając kubek. Chłopak popatrzył na mnie i uśmiechnął się. W jego oczach było widać zmęczenie, w sumie nie dziwię się, nie wiem czy umiałabym studiować i chodzić do pracy, żeby utrzymać mieszkanie, siebie i siostrę. Niby mamy jeszcze pieniądze rodziców i dostajemy coś od dziadków, jednak podjął się pracy, żebyśmy mogli, żyć w jak najlepszych warunkach.
Wzięłam swoją torbę i ruszyłam w stronę wyjścia.
- El - krzyknął za mną brat, wybiegając z kuchni - dziś przyjedzie do mnie kilku kolegów ze studiów, więc nie musisz się śpieszyć z powrotem. Pójdź do jakiejś przyjaciółki, czy co tam chcesz. - tylko kiwnęłam głową i wyszłam.
Usiadłam na przystanku, czekając na autobus. Z torby wyciągnęłam słuchawki i telefon, włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Kiedy tylko autobus przyjechał, wbiegłam do środka i usiadłam na miejscu. Dziś akurat jechało bardzo mało osób, często był zapchany. Do szkoły miałam 15 minut autobusem, więc czas zleciał na kilku piosenkach. Na przystanku pod szkołą siedział Jamie, jak zawsze uśmiechnięty, a obok niego Viven. Mocno ich przytuliłam i chłopak objął nas obie.
Wrzuciłam niepotrzebne książki do szafki, po czym ruszyłam na francuski. Usiadłam w piątek ławce przy oknie. Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam powtarzać nowe słówka. Nauczycielka weszła do klasy, a za nią niski blondyn, położyła teczkę na stole i uśmiechnęła się do klasy. Chłopak miał na sobie szara koszulkę i strasznie obcisłe spodnie, kilka razy podwinięte, na stopach czarne vansy,  a na rękach kilka bransoletek.
- To Christian. Nowy uczeń w klasie - powiedziała pogodnie profesorka - Usiądź gdzieś - popatrzyła na niego, a zaraz na klasę - Hmm tu u Eleanor jest jedno wolne miejsce - wskazała na mnie dłonią - Eleanor, Chris może się dosiąść? - zapytała, skinęłam szybko głową. Chłopak podszedł do mojej ławki i usiadł, tylko lekko się uśmiechając.
- Cześć - powiedział pewniej, choć wydawało mi się, że to ja pierwsza będą musiała się odezwać.
- Cześć - uśmiechnęłam się, unosząc lekko brwi.
Odwróciłam głowę do tyłu i rozglądnęłam się po klasie. Chyba wszystkie dziewczyny wzrok skierowany miały na Chrisa.

- I jak było? - zapytała mnie radośnie Viven, kiedy wyszłam z klasy.
- No mamy nowego, Christian chyba. I mam z nim siedzieć.- kiedy tylko to powiedziała, jej malinowe usta lekko się otworzyły.
- Jeżeli mówimy o tym samym nowym Christianie, to chyba wszystkie dziewczyny Ci zazdroszczą - popatrzyłam na nią pytająco. El znowu nie w temacie. Nowość! - Wiele dziewczyn za nim chodzi - zaśmiała się, patrząc na niego, kiedy przechodził obok nas.

Ten wieczór jest tylko mój i Viven. Film, herbata, ciepły koc i my. Czego chcieć więcej? Dawno nie spędzałyśmy czasu same. Kocham Jamiego,znam go od zawsze, ale czasami chciałam pobyć tylko z Viv, a od kiedy byli razem to było po prostu nie możliwe. Zbliżała się 23, a ja nie chciałam wracać sama nocą, więc wolałam już pożegnać się z przyjaciółką. Kiedy tylko od niej wyszłam, skierowałam się w stronę domu. Było chłodno i ciemno. Usiadłam na przystanku, autobus na szczęście szybko przyjechał i nie musiałam marznąć.
Weszłam do domu, kilka obcych osób stało przy schodach paląc papierowy. Patrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem. "To tylko kilku znajomych" powtarzałam w głowie. "Kilku znajomych El, tylko kilku". Zdjęłam buty i ruszyłam w stronę schodów.
- El! - Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam pijanego brata z jointem. Zagotowało się we mnie. - Mówiłem Ci, że masz być o jakiejś koleżanki! - Właśnie przekroczył tę cienką granic, której nikt nigdy nie powinien przekraczać.
- Moglibyśmy na stronę? - Zapytałam niezwykle miłym głosem wskazując palcem pierwsze piętro. Nat ruszył za mną, po czym wszedł do pokoju. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się. Mój sztuczny uśmiech natychmiastowo zamienił się w surową minę.
- Co to ma być? - Warknęłam podchodząc do niego
- Impreza. A na co Ci to wygląda? - odpowiedział patrząc prosto w moje oczy. Nie bał się, bo to ja byłam tą młodszą, słabszą siostrą, która nie podniesie głosu na brata.
- To Twoja impreza w tej chwili ma się skończyć. - powiedziałam odruchowo zaciskając dłoń w piąstkę. - Człowieku ty jesteś ujarany!
- Chyba kpisz! - krzyknął wstając. Był wyższy ode mnie i dobrze zbudowany. Moje oczy sięgały jego nosa. Lekko zmarszczył brwi i wyszedł z pokoju nie zwracając na mnie uwagi. Wściekła podeszłam do okna, po czym usiadłam na parapecie. Stare kamienice, oświetlone uliczka, wzdłuż której rosło wiele drzew,  a gdzieniegdzie pojawiła się ławka,. Do każdej kamienicy prowadziła krótka alejka z różnorodnymi różami, albo młodymi drzewami. Dokładnie to widziałam każdego ranka, popołudnia i wieczora. Dziś też ulica wyglądała tak samo jak zawsze. Nagle do głowy wpadła mi wspaniała myśl. Tak, to jest genialne! Chwyciłam telefon i wybrałam Viv.
- Za 30 minut pod London Eye.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz